wtorek, 22 września 2015

Zacznij Myśleć

Czy mogę opowiedzieć historię mojej mamy? 
Po rozwodzie moja mama dostała dom z ogródkiem. Oczywiście, w części musiała spłacić mojego tatę, ale są to naprawdę grosze w porównaniu z tym, ile jest on wart. Wybudowali go z miłością, razem, żeby cała rodzina, czyli rodzice, moja babcia i jej mąż, moich czterech braci i ja - żeby wszyscy mieli kąt dla siebie i żebyśmy żyli w zgodzie i w dostatku. Moi dziadkowie zmarli kilka lat temu, tata wyprowadził się do Anglii i wziął ślub z inną kobietą, mój brat się ożenił z miłością swojego życia, urodziło im się dziecko i również wiodą życie w Wielkiej Brytanii. Kolejny brat wyjechał do Holandii, nie utrzymuje za bardzo z mamą i ze mną kontaktu - obraził się o jakąś pierdołę. Trzeci brat uczy się samodzielności, wynajmując pokój w mieście. Ja pracuję w Poznaniu, bo mój przyszły mąż robi tutaj doktorat, a w siedmiopokojowym domu pod Koszalinem mieszka moja mama z ośmioletnim Dominikiem. Nie ma jej kto pomagać na co dzień, ja przyjeżdżam na weekendy i tylko dużo do niej dzwonię, żeby podtrzymać ją na duchu. Wiem, jak jej ciężko samej wychowywać ośmiolatka z obniżonym poczuciem własnej wartości i jednocześnie dbać o dużo za duży jak dla nich dom. Moja mama jest twardzielem - nigdy się nie poddaje, po rozwodzie podniosła się dużo szybciej niż inne kobiety, cały czas chce czegoś więcej od życia i choć chyba już nie wierzy w miłość do innego mężczyzny, to dalej stara się z całych sił stworzyć Dominikowi i sobie najlepsze życie, na jakie zasługują. Prowadzi swój własny biznes i myśli o założeniu w przyszłości fundacji dla dorosłych, samotnych osób z zespołem Downa (to był kiedyś jej plan B na zagospodarowanie miejsca w naszym dużym domu). 
Sytuacja w tym momencie wygląda następująco: chcemy sprzedać dom, dałyśmy już ogłoszenia na różnych portalach, powiedziałyśmy wszystkim, których znamy, że takie są nasze plany, jednak zainteresowanie jest żadne. Nie chcę, żeby moja mama się cały czas martwiła o naprawy, kupno gazu, żeby mieć ciepłą wodę, zamówieniu drewna na zimę czy o niedziałające ogrzewanie centralne. Brakuje tam po prostu faceta, który by o to dbał tak, jak kobiety niestety nie potrafią. Dlatego sądzę, że kupno mieszkania jest rewelacyjnym rozwiązaniem, bo poza zmniejszeniem kosztów utrzymania, również kłopoty staną się mniejsze lub w ogóle ich nie będzie.
Skoro tak długo trwa znalezienie kupca, to dwa tygodnie temu zaczęłam rozmawiać z mamą o wynajęciu domu i przeprowadzeniu się do mieszkania. Nawet jeśli moja mama nic by miała na takiej zamianie nie zarobić, to i tak warto zrzucić z siebie ten cały ciężar dbania o coś, co za chwilę nie będzie jej i zaprzestanie poświęcania czasu na niedające zysku działania w domu, a poświęcenie go na robienie rzeczy wartościowych. A w momencie, kiedy znajdzie się kupiec, to zawsze można rozwiązać umowę wynajmu i dom po prostu sprzedać.
Mama podeszła do tematu sceptycznie, zaczęła się martwić, czy skoro będzie wynajemcą, to czy nie ludzie nie będą jej głowy zawracać jakimiś małymi naprawami, czy nie będą narzekać, że coś nie działa jak należy itd. Najważniejsze jednak, że myśl o wynajmie została zasiana!
Dwie godziny temu zadzwoniła do mnie moja mama, oznajmiając mi, że zamierza wynająć dom lub jego część Szkole Demokracji, która dopiero się otwiera i szuka trzech pokoi z dostępem do kuchni w godzinach szkolnych. Problem rozwiązany! Cudownie, prawda? Rozwiązanie znalazło się w niecałe dwa tygodnie. Kto by pomyślał?

Dlaczego to piszę?
Chcę po prostu Cię zapewnić, że obojętnie jak duży jest problem - i tak prędzej czy później znajdziesz rozwiązanie. To rozwiązanie być może nie będzie takie, jakie na początku sobie założyłaś, ale będzie. Chcę wlać nadzieję w Twoje serce, że wszystkie troski prędzej czy później znikną, więc nie przejmuj się nimi teraz. Zacznij myśleć o rozwiązaniach, bo pewnie na wyciągnięcie ręki. Sądzę, że gdyby nie ta nowa MYŚL o wynajęciu, to moja mama nie zwróciłaby uwagi na problem szkoły, a tak mogła upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu (bo Dominik zacznie do niej chodzić).

Uwierz mi, wystarczy MYŚLEĆ o tym, co chcesz mieć, a przestać o tym, czego nie chcesz, żeby wszystko zaczęło się układać - na każdej płaszczyźnie życia.

piątek, 18 września 2015

Wdzięczność


"Wszechświat kocha symbole"
Louise Hay


Na zdjęciu powyżej znajduje się wyhodowana przeze mnie Perłowa Orchidea. Odziedziczyłam ją w spadku po poprzednich lokatorach w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu. Na początku niekoniecznie wyglądała jak storczyk - bardziej przypominała dwa smutne liście z łodyżką (nie miała ani jednego kwiatka). Stała sobie pośród innych w połowie uschniętych kwiatów i czekała na lepsze czasy.
Babcia zawsze mi powtarzała, że do kwiatów trzeba mieć rękę i trzeba je kochać, a ja wcale nie czułam powołania do hodowania czegokolwiek. Nigdy nie przywiązywałam wagi do kwiatów ani w domu, ani w ogródku. Jak musiałam coś przy nich zrobić, to uważałam to za przykry obowiązek, do czasu gdy przeczytałam, że zanim weźmie się na siebie tak wielką odpowiedzialność, jak posiadanie zwierzaka, warto się sprawdzić w inny sposób, czyli wyhodować lub zadbać o kwiaty.
Pierwszą próbę podjęłam dwa lata temu i posadziłam zioła. Zakończyła się sukcesem - zioła wykiełkowały, miały się dobrze. Przyjechała mama i poucinała wszystko do przyprawienia obiadu... Biedne ziółka.
Zaczęłam podlewać kwiatki w moim domu, bez jakiejkolwiek nadziei na odzyskanie przez nie dobrego wyglądu. Po tygodniu zaczęły się pojawiać nowe pędy - we wszystkich doniczkach! Podjarana tym faktem, zaczęłam do nich mówić, jakie są piękne i wspaniałe, jak jak im dziękuję, że tak ślicznie rosną, och i ach. Później kupiłam dla nich piękne osłonki, żeby zachwycały świat jeszcze bardziej.
Zadziały się niesamowite rzeczy. Perłowa Orchidea na zdjęciu wypuściła nowy pęd, na którym w szczytowej formie znajdowało się, aż 30 kwiatów. Jest naprawdę IMPONUJĄCA, nigdy u nikogo nie widziałam tak potężnego storczyka. Myślę aktualnie o przesadzeniu jej do większej doniczki, bo na tę chwilę trzeba bardzo uważać, żeby się nie przewróciła. Reszta kwiatów też wygląda wspaniale -widać bardziej intensywne kolory wzrostów i mają coraz więcej pędów.

Nie piszę tego, żeby się chwalić, bardziej chciałam pokazać, jak pięknie potrafią odwdzięczyć się kwiaty za odrobinę wody i dobre słowa, które do nich wypowiadałam. Skoro tylko te dwie rzeczy dały aż tak imponujący efekt dla kwiatów, to jak możemy wpłynąć na ludzi w momencie, gdy będziemy do nich mówić inne słowa? Jak bardzo możemy zmienić siebie, kiedy zaczniemy traktować siebie najlepiej, jak potrafimy? Jak bardzo zmieni się nasz świat, jeśli będziemy dziękować za wszystko, co mamy?
Myślę, że z naszymi celami, jest jak z moimi kwiatami - trzeba o nie dbać i dobrze o nich mówić i już za chwilę ja sama stanę się Perłową Orchideą.
Dziękuję, że to przeczytałaś, obejrzyj proszę jeszcze film:


środa, 16 września 2015

Kodeks Honorowy

Myślę, że każda osoba, rodzina czy zespół, powinien mieć zbiór jasno określonych zasad, których się trzyma niezależnie od okoliczności. Takie kamienie węgielne pod budowę związków, relacji, biznesu i stania się odpowiednią osobą.
Przesada? Nie sądzę. Lubię klarowne sytuacje. Zgadzasz się na te zasady? Super! Nie zgadzasz? Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. To nie są wymagające punkty - myślę, że w ten sposób postępują po prostu wartościowe osoby.
Kodeks honorowy jest potrzebny każdemu w zespole, bo kiedy pojawiają się emocje i ktoś powie coś, czego nie powinien, zawsze można powołać się na dany punkt i w ten rozwiązać dany problem na spokojnie. Nad emocjami niestety nie umiem panować w 100% (jak zapewne większość), dlatego baaardzo się to przydaje.
I w momencie, kiedy ktoś nie wie, co zrobić w danej sytuacji, również może zajrzeć do kodeksu i sprawdzić gotową odpowiedź, bo WSZYSTKO tu jest.
Razem z moim narzeczonym stworzyliśmy nasz własny kodeks, z myślą o spędzeniu całego życia wspólnie. Taki oto kodeks zawisł dumnie na drzwiach szafy, żeby każdy z rana go widział i od razu zaczął stosować. Dobre zasady?

W   NASZYM   DOMU:


K O C H A M Y  MOCNO
JESTEŚMY P U N K T U A L N I
POMAGAMY  BEZINTERESOWNIE
MYŚLIMY I DZIAŁAMY ODWAŻNIE
N I C Z E G O  NIE  ŻAŁUJEMY
ZAWSZE MÓWIMY  P R A W D Ę
WYWIĄZUJEMY SIĘ ZE SWOICH OBIETNIC
WYBACZAMY I DAJEMY DRUGĄ  SZANSĘ
CODZIENNIE PRACUJEMY NAD SOBĄ
SZUKAMY R O Z W I Ą Z A Ń - NIE PROBLEMÓW
DUŻO  SIĘ UŚMIECHAMY
JESTEŚMY  O D P O W I E D Z I A L N I
S  Z  A  N  U  J  E  M  Y  SIEBIE  I  INNYCH
ROZWIĄZUJEMY SPRAWY DO KOŃCA
ŚWIĘTUJEMY KAŻDE  Z W Y C I Ę S T W O  RAZEM
CAŁUJEMY  SIĘ   NAMIĘTNIE

wtorek, 15 września 2015

Detoks

Stało się. Mam już dosyć. Muszę coś zmienić. Nie jestem pewna, czy to przez okres, czy z innego powodu, ale czuje się... ciężko. Niby nie jem dużo, a mam wrażenie, jakbym połknęła słonia. KONIEC. Żeby coś zmienić, trzeba coś zmienić, dlatego znalazłam rozwiązanie:


I już nie mogę się doczekać. Więcej szczegółów, jak się do detoksu przygotować, co kupić, na co się nastawić na blogu http://alkalicznystylzycia.blogspot.com/. Zamierzam zacząć trochę wcześniej, bo po prostu dłużej takiego ciężkiego żołądka nie zniosę - czyli po weselu kolegów ze studiów.

Start -> 21 września 2015r.

Moim celem jest oczyszczenie organizmu, a w dalszej perspektywie waga 65 kg (ze względu na zbliżający się ślub, oczywiście). Trzymajcie kciuki!

Wysiadam!

"Człowiek może osiągnąć wszystko czego pragnie,
jeśli tylko pomoże innym w osiągnięciu tego - czego oni pragną."
Zig Ziglar

Prawie rok temu zwolniłam się z "pracy moich marzeń". Pamiętam, jak wszyscy pukali się w czoło i stwierdzili, że coś musi być ze mną nie tak, bo przecież tyyyle osób chciałoby być na moim miejscu. Pięć osób, jak takie sępy, co chwilę się pytało, czy już mogą składać CV na moje stanowisko czy jeszcze nie wypada. Moja praca polegała na wykonywaniu trzech, niezwiązanych ze sobą etatów w standardowym czasie pracy, czyli 8 godzin. Miałam czterech przełożonych i wszystkim musiałam dogodzić w wyznaczonym terminie - PARANOJA. Przy ogromie pracy, którą wykonywałam i wiedzy, którą musiałam nabyć, dwa tysiące złotych to były naprawdę marne grosze.

Zastanawialiście się kiedyś, czym zajmują się osoby, które mają czas, żeby o dziewiątej rano pójść pobiegać w nowych reebokach? Albo czy myśleliście kiedykolwiek o tym, skąd ludzie mają pieniądze na te wszystkie piękne rzeczy? Czemu mają czas i pieniądze na dalekie podróże, a ja mam tylko 20 dni urlopu na rok (a po dwóch latach nawet 26)? Czemu jedni mają środki na wychowywanie dzieci samemu, a inni się kłócą o miejsca w przedszkolach?

Im więcej pytań sobie zadawałam, tym bardziej chciałam mieć takie życie, jakie mają niestety tylko jednostki, a nie "większość". Chcę wieźć wyjątkowe życie, a nie w stylu "przecież nie można mieć wszystkiego". Skoro inni mogą to wszystko mieć, to ja też! Przecież mam niepowtarzalne talenty, niczego mi nie brakuje, dysponuję wszystkim, co jest potrzebne do osiągnięcia sukcesu! Przyglądam się czasem osobom, które odniosły sukces i zastanawiam się w myślach "jak ktoś TAKI może być bogaty i robić w życiu, co tylko mu się podoba, a ja nie?".

Doszłam do wniosku, że na etacie, nie da się realizować swoich marzeń - tylko szefa.

W końcu poszłam po rozum do głowy i znalazłam, a właściwie on sam mnie znalazł - mój kolega, który w wieku 25 lat jeździ Mercedesem klasy A, nowiutkim, z salonu i zarabia pięciocyfrowe kwoty, wstaje o której godzinie chce, rano chodzi na ulubione treningi, zdrowo się odżywia, wygląda świetnie i jest najszczęśliwszą osobą, jaką znam (w tę sobotę bierze ślub). Na każdej płaszczyźnie życia wiedzie mu się doskonale. Dwa lata temu złapałam go za rękaw i powiedziałam:
- Ej gościu, czymkolwiek się zajmujesz, ja też chcę.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie w poznańskiej Palmiarni - wtedy właśnie podjęłam decyzję, że ten cały wyścig szczurów w pracy nie jest dla mnie. Jedyna osoba, z którą chcę się ścigać to ja sama. Chce być z każdym dniem coraz lepsza i lepsza.

Co teraz robię?
Zajmuję się profesjonalnie marketingiem sieciowym, jestem trenerem stylu życia - pomagam innym osobą stać się bogatymi, dzięki temu ja sama staję się coraz zamożniejsza (pomaganie - nawet bezinteresowne - zawsze się opłaca). Poza tym cieszę się życiem, spotykam się ze znajomymi i rodziną, razem budujemy biznes i się przy tym dobrze bawimy. A najważniejsza rzecz jest taka, że codziennie - absolutnie codziennie się rozwijam i czuję się coraz lepiej z samą sobą. Tworzę zupełnie inny świat, w moim zespole spełnianie indywidualnych celów jest priorytetem.

I tak - jeszcze muszę trochę posiedzieć na etacie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że już za chwilę będę zupełnie wolnym człowiekiem, a nie szczurem, któremu nie wolno nawet myśleć o czymś lepszym.

sobota, 5 września 2015

Kobieta Sukcesu

To był ciężki dla mnie tydzień. Pogodzenie roli córki, narzeczonej, bizneswoman, pani domu, piosenkarki, pisarki - jest po prostu ciężkie. Muszę żyć ze świadomością, że perfekcyjna mogę być tylko w jednej roli, a jeśli chodzi o resztę - jestem na granicy akceptowalności - niby gotuję, ale rzadko i zwykłe dania, niby sprzątam, ale nie wystarczająco, niby kontaktuję się z moją mamą, ale nie lubię słuchać tego, co mi mówi i tak dalej, i tak dalej... Znacie to? Założę się, że tak.
Mam duże cele. Między innymi chce być idealna w tych rolach, które na początku wymieniłam. Najbardziej jednak pragnę, żeby moja rodzina była bogata i wolna od zmartwień. Chce dać każdemu możliwość życia w dostatku i spełnienia marzeń. Chce dawać ludziom to, czego im brakuje - spełnienie. Chce zmienić wizerunek branży marketingu sieciowego w Polsce, żeby była postrzegana jako najprostszy sposób osiągnięcia bogactwa przez zwykłego człowieka. Robiąc proste rzeczy w ciągu dnia mogę odnieść sukces - i to jest dla mnie priorytet.
W tym momencie (mam dwadzieścia pięć lat) świadomie wybieram bycie bizneswoman. Odniosę sukces, a dopiero później będę matką, idealną żoną, idealną córką, idealną panią domu, piosenkarką i pisarką. Dlaczego? 
Dzisiaj jest wieczór kawalerski i panieński znajomej pary ze studiów - ja idę dzisiaj na panieński, a mój Piotr już wczoraj zaczął kawalerski. Dlatego wczoraj postanowiłam zrobić sobie wieczór dla Kasi i poszłam do sklepu po chipsy, papierosy i piwo - czyli trzy rzeczy, których nie używam na co dzień. Zapaliłam w mieszkaniu świeczki, włączyłam film Tima Bartona i spędziłam super wieczór. Ale rano obudziłam się z ogromnym kacem moralnym.
Przecież ja nie chce taka być. Przecież ja nie palę. Przecież jestem na diecie (za 10 miesięcy przecież biorę ślub!).
Wstałam totalnie bez energii i absolutnie nie chciało mi się robić moich porannych rytuałów, które gwarantują mi sukces. Baaardzo mi się nie chciało. Pomyślałam: Od poniedziałku zacznę je znowu robić. Przecież nic się nie stanie. Przecież jest panieński Pauliny...
Stanie się! Odwleczesz to wszystko, o co tak walczysz na co dzień. Zawalasz równie ważne role w swoim życiu, żeby być kobietą sukcesu, a nie chce Ci się od teraz przez godzinę zrobić swoich rytuałów? O NIE!!! Wstajemy!
Wstałam i zrobiłam.
Dlaczego o tym piszę? Bo uważam, że każdy ma jakiś cel w życiu - jeśli nie wie jaki, to jest to cel kogoś innego. Dążymy do tego celu cały czas i - SPOILER - pojawią się chwile zwątpienia! Będzie się nie chciało tym razem. Będzie ciężko ruszyć tyłek. Będzie się popełniać błędy.
Moim zdaniem już JESTEM KOBIETĄ SUKCESU, bo właśnie wygrałam z samym sobą i mogę osiągnąć wszystko, co tylko chce w życiu - byleby było związane z pomaganiem innym.

czwartek, 3 września 2015

Nie-zwykłe Ciasto

Widzieliście?! Pojawiły się śliwki wszelkiej maści na ryneczku! HURRA!!! Są to jedne z moich ulubionych owoców - są bajeczne. Są słodkie, z nutką kwaśności, mają piękną barwę i można ich jeść, ile się chce - bez liczenia kalorii. Z resztą, co ja Wam będę tu pisać - jakie cudowne są śliwki, każdy wie! Jak byłam mała, to chodziłam z braćmi na teren szkoły - wdrapywaliśmy się na mirabelkę i objadaliśmy, aż nas brzuchy bolały. Tak smakowało moje dzieciństwo.
Wczoraj mieli wpaść do nas goście, wiec postanowiłam zrobić ciasto oczywiście ze śliwkami. Jest taka strona w sieci, gdzie są umieszczone przepisy na wszystko, co tylko można sobie zamarzyć. Znajduje się tam WSZYSTKO, od deserów, przez obiady, tarty słodkie, słone, jakie tylko zechcesz, przez sałatki tradycyjne, wymyślne, aż po domowy makaron w pięciu wariantach. Nie masz pomysłu na obiad? Wejdź na www.kwestiasmaku.com - zaraz coś Cię zainspiruje - tak jak mnie!
Kupiłam kilogram śliwek i usiadłam do komputera. Miałam ochotę na coś zwykłego, coś, gdzie śliwki grają główną rolę, a nie są tylko dodatkiem. W oko wpadł mi przepis na:

Placek ze śliwkami

Składniki:
  • 800g śliwek (dowolnej odmiany - nie wiem, jakie ja wzięłam - były fioletowe na zwnątrz, pomarańczowe w środku i słodziutkie), bez pestek, przekrojonych na ćwiartki
  • 200g miękkiego masła
  • 200g cukru pudru (wydaje mi się, że sypnęłam ciut więcej)
  • 4 jajka
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Okrągłą formę z odpinaną obręczą o średnicy 22 - 23 cm wysmarować masłem i wyłożyć krążkiem z papieru do pieczenia, tak aby zachodził też na boki formy. Ciasto: Do miski włożyć masło z cukrem pudrem, ucierać mikserem na gładką i jednolitą masę, przez minimum 8 minut. Nie przerywając ucierania, dodawać kolejno po jednym jajku, w około 3 minutowych odstępach czasu. Następnie po kilka łyżek mąki z proszkiem do pieczenia. Ciasto przełożyć do formy, wyrównać powierzchnię, na wierzchu rozłożyć śliwki (podczas pieczenia zanurzą się w cieście). Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez 60 minut.

Banał! Ale jaki pyszny! Pachnie późnym latem, wiejskim masełkiem i wspaniałymi śliwkami. Ze zwykłego ciasta coś wyjątkowego, od którego ciężko się oderwać. Siedziałam i przypominałam sobie, jak moja babcia piekła takie ciasta, a później siadaliśmy ze szklanką mleka i graliśmy cały wieczór w karty.
Cudowny miałam wczoraj dzień, między innymi właśnie dzięki temu ciastu. Polecam serdecznie!